poniedziałek, 30 lipca 2012

Imagin : Harry


- Jak co dzień rano dziś też biegałam po parku, który znajduje się zaledwie 2 minuty drogi od mojego domu. Uwielbiam to robić. To pomaga mi się odstresować i pomyśleć o tym co dalej. Zawsze biegam sama. Głównie dla tego, że nie każdemu chce się wstawać o 5 rano tylko po to żeby się trochę poruszać. Park był pusty, a na uliczkach, którymi biegłam panował półmrok rozświetlany blaskiem ulicznych latarniami. Widoczność utrudniała mi mgła przez którą widziałam jedynie zamazane kształty. Tak ja zawsze o tej porze dookoła mnie panowała  cisza, którą co chwila przerywał rytmiczny tupot moich stup. Biegałam już od ponad godziny, więc do przebiegnięcia został mi tylko kawałek. W zwyczaju mam dobiegać do Tamizy, która płynie na skraju lasu znajdującego się przy parku. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Przestraszyłam się i zaczęłam rozglądać na wszystkie strony. Zauważyłam, że stają się coraz głośniejsze. Pomyślałam, że nie powinnam się tym przejmować. W końcu w parku może być każdy i kiedy tylko chcę. Może ktoś tak jak ja lubi się trochę poruszać o tej porze. Przyśpieszyłam i właśnie skręcałam w ostatnią uliczkę, która prowadziła prosto do celu, gdy nagle poczułam uderzenie i w mgnieniu oka wylądowałam na ziemi. Chciałam zacząć krzyczeć ze strachu, ale zauważyłam, że napastnik też poniósł obrażenia. Pomimo tego, że czułam się winna poczułam ulgę. W końcu to nie był żaden zboczeniec czy złodziej tylko taki sam zapaleniec jak ja. W ułamku sekundy wrócił mi zdrowy rozsądek więc poderwałam się do góry, a gdy już stanęłam na równych nogach, wyciągnęłam rękę w geście pomocy i zaczęłam wyrzucać z siebie nie kontrolowany potok słów.
-Przepraszam! Ja nie chciałam. Naprawdę! Serio przepraszam. Ale ze mnie sierota. Nic ci nie jest? – chłopak chwycił moją dłoń i już po chwili stał na przeciwko mnie, szeroko się uśmiechając – Boże ! Powinnam patrzeć jak idę. Jeszcze raz przepraszam. Może wezwać karetkę ?!
Chłopak słysząc ostatnie pytanie parskną śmiechem. Byłam zdezorientowana. Ja się o niego tak martwię, a on po prostu się śmieje?! Stanęłam jak wryta i momentalnie zamilkłam. Brunet , przynajmniej tak mi się wydawało, widząc moją minę uspokoił się.
- Nie to ja przepraszam. – uśmiechną się zniewalająco – Ze mną wszystko w porządku, a co z tobą ?
Stałam przez chwilę dalej milcząc i zastanawiając się skąd znam ten głos, ale nie mogłam sobie przypomnieć.
- Wszystko ok? – zapytał ponownie.
-T-tak. Wszystko ok. Wybacz, ale mam wrażenie, że cię znam. Miałam już tą przyjemność? - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Być może. – Uśmiechną się zawadiacko. – Jestem Harry. A ty?
-[T.I]
-Miło mi 
- Mi też – odwzajemniłam uśmiech
-Mogę zapytać dokąd biegniesz?
- Nad Tamizę. Płynie przez ten las. – wskazałam skinieniem ręki pobliskie drzewa.
- Nie miałabyś nic przeciwko mojemu towarzystwu, prawda? Bieganie samemu jest jakieś nudne.
-Jasne. Oczywiście... jeśli dasz radę.
-Proszę cię. Ja nie dam?
-OK. To jak? Kto pierwszy przy brzegu? – uniosłam jedną brew.
Nie doczekałam się odpowiedzi bo brunet już biegł w wyznaczonym kierunku. Biegliśmy cały czas się śmiejąc. Z racji tego, że mam dobrą kondycje łatwo przychodziło mi wyprzedzanie chłopaka. Niestety nie na długo. Zawsze gdy prowadziłam podbiegał do mnie i ciągną w tył tak, by mógł mnie wyprzedzić. Co chwile, któremuś z nas plątały się nogi, ale obchodziło się bez wpadek. Do czasu...

-Nooo...mów dalej! – ponaglała [ T.I] Stefanie

-Już go wyprzedzałam i widziałam brzeg rzeki gdy poczułam silne ramie Harrego oplatające moją talie. Automatycznie zaczęłam się śmiać i wyrywać z racji tego, że mam łaskotki na całym ciele, a gdy tylko chłopak to odkrył zaczął to bezczelnie wykorzystywać. Zrobiliśmy zaledwie dwa kroki w przód, cały czas złączeni, gdy nieoczekiwanie nasze nogi zaczęły się plątać i obje wylądowaliśmy na mokrej od porannej rosy trawie. Tak właściwie to ja wylądowałam  na trawie, a winny całemu zajściu brunet na mnie. Gdy tylko mniej więcej ogarnęłam sytuację poczułam jak moje policzki robią się gorące i byłam pewna, że moją twarz oblał rumieniec. Chłopak oparł się lekko na łokciach i spojrzał mi prosto w oczy. Wiedziałam, że ani mu się śni teraz ruszyć. Nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry. A mi  robiło się co raz bardziej gorąco. Poczułam oddech bruneta na swojej twarzy. Jego zamiary były oczywiste. Chłopak co raz bardziej przybliżał usta do moich i już miał ich dotknąć gdy odwróciłam głowę w bok.

-Że cooooo ! – krzyknęła Jessie
-Ciiiii... – uciszała przyjaciółkę Stefanie – Mów dalej.

- Nie wolnooo... ! – powiedziałam powstrzymując się od śmiechu. Chłopak zauważył, że chcę mi się śmiać.
- Wolno nie, szybko. – Nachylił się zwinnym ruchem do moich ust, ale uniosłam lekko głowę i zaczęłam się śmiać. Spojrzałam dyskretnie na bruneta, który patrzył na mnie zdezorientowany, ale już po chwili on także się śmiał.
- A! – brunet prawie, że krzykną, a ja spojrzałam na niego zdezorientowana – Zapomniałbym. – Nie zdążyłam jeszcze załapać o co mu chodzi, a on już biegł w stronę brzegu. Nie chciałam przegrać więc jak najszybciej poderwałam się do góry. Z całych sił starałam się go dogonić, ale na marne. Gdy dobiegłam do mety Harry stał na miejscu opierając się o latarnie. Wiedziałam, że mogę już dać sobie na spokój bo przegrałam wyścig więc rozstawiłam nogi i oparłam się o kolana. Stałam tak przez kilka sekund uspokajając oddech gdy nagle usłyszałam:
- Co tak wolno? – Rzucił z triumfalnym uśmiechem – Mogłaś powiedzieć, że nie dajesz rady...- Chłopak zamilkł gdy tylko na niego spojrzałam. Starałam się udawać wściekłą, ale chyba kiepsko mi to wychodziło bo cały czas powstrzymywałam się od śmiechu. Ja się powstrzymywałam, ale on się jakoś o to nie starał i zwyczajnie parskną śmiechem.
- No dobra -  wykrztusiłam, kierując się w jego stronę  - wygrałeś. Chciałam iść dalej, by stanąć w świetle latarni i wreszcie zobaczyć twarz zwycięscy, gdy on ruszył w moją stronę.
- Chyba zasłużyłem na nagrodę – podszedł i szepną mi do ucha.
-Yhymmm...  – Zrobiłam minę obrażonego dziecka i splotłam ręce na piersi, a ten tylko przewrócił śmiesznie oczami.
- To co to za nagroda? – uniósł jedną brew.
- No nie wiem... – Stałam zastanawiając się przez chwilę – A co byś chciał?
- Hmmmm...Może spotkanie dzisiaj po szkole ? – Myślałam, że żartuje. Przecież przez te ciemności nawet nie wiedział jak dokładnie wyglądam. Spojrzałam na niego i pomyślałam czemu nie.
- Jasne czemu nie. Należy ci się. – uśmiechnęłam się tak słodko jak tylko potrafiłam najlepiej. Zadziałało bo poprosił mnie o numer telefonu. Jak już go sobie zapisał zapytał się czy może mnie odprowadzić do domu. Zgodziłam się. Szliśmy i cały czas rozmawialiśmy to o mnie, to o nim, naszych zainteresowaniach , planach na przyszłość. Mówię wam. Miałam wrażenie, że mogę mu powiedzieć wszystko. Gdy wyszliśmy z lasu było już dość jasno więc mogłam bez problemu zobaczyć jak wygląda. Przeniosłam wzrok z pobliskich drzew na niego i po prostu mnie zamurowało.

- No gadaj ! Jak wygląda? Przystojny ?!

- Jessica! Ogarnij się! Jasne, że przystojny! – krzyknęła prawie, że na cały szkolny korytarz Stefanie. – No [T.I] mów! Jak wygląda.

- Jak Harry Styles! – pisnęła z podekscytowania [ T.I]

- Bez jaj? – wytrzeszczyła oczy Jessie – Ale byłoby fajnie gdyby to był on. Co nie– Dziewczyna zrobiła minę marzycielki. Jedyne na co było w tym momencie stać mnie i Stefanie to face palm . Tak jak zawszę Stef ogarnęła się szybciej niż ja .

- Głupku! Oczywiste, że to był ON! – krzyknęła, a Jessie znowu wybałuszyła oczy na [T.I] . Dziewczyna nie mogła wydusić z siebie ani słowa. – Jak się ubierzesz ? Może tą sukienkę co ostatnio kupiłaś, tą taką miętową... – Kontynuowała– [T.I] nie słuchała już monologu swojej przyjaciółki, ani nawet nie zwracała uwagi na gapiącą się Jessie. Jedyne o czym teraz myślała to Harry. O tym co teraz robi, o czym myśli i czy tak samo jak ona nie może się doczekać dzisiejszego spotkania. Po szkole rozniósł się dzwięk dzwonka i wszyscy biegiem ruszyli do klas.


I jak ? Dobrze zrobiłam zmieniając na blogspot?

Imagin: Harry



Dzień jak co dzień. No może z kilkoma drobnymi zmianami. W końcu to, że zaspałaś do szkoły, zapomniałaś historii, której tak wgl. uczy cię dyrektorka oraz to, że dostałaś 1 z matmy, a no i zapomniałabyś... rzucił cię chłopak to w sumie nic wielkiego. Tak po prostu. Po roku bycia w związku zerwał z tobą przez sms-a. Świetnie! 100 punktów dla tego pana za dojrzałość! Szybkim krokiem weszłaś do domu i wbiegłaś do pokoju trzaskając za sobą drzwiami. Rzuciłaś się na łóżko i zaczęłaś wylewać łzy w poduszkę. Jedyne o czym teraz myślałaś to to jaka jesteś beznadziejna. Nie potrafisz poradzić sobie ze szkołą i na dodatek nie masz w sobie nic specjalnego co przyciągałoby do ciebie ludzi. Miałaś szczęście, że nikogo nie było w domu i nie musiałaś się tłumaczyć ze swojego ‘ szczeniackiego ’ zachowania. Podniosłaś się z łóżka i spojrzałaś na zegarek. Za dwadzieścia czwarta.  Kolejna dobra wiadomość za 25 minut zaczynasz swoją zmianę  w piekarni. Nigdy nie zdarzyło ci się spóźnić więc chciałaś, by tak zostało. Zerwałaś się na równe nogi i pędem wbiegłaś do toalety. Ubrałaś to co wpadło ci w dłonie, zmyłaś makijaż, zrobiłaś luźnego koczka i wybiegłaś z domu.  Po raz pierwszy w życiu miałaś gdzieś to jak wyglądasz. Biegłaś przed siebie jednocześnie modląc się, by zdążyć na autobus. Wybiegłaś zza zakrętu i zobaczyłaś przystanek , na którym stało auto. Już prawie dobiegłaś z zamiarem wejścia do środka, gdy nagle drzwi zamknięto, a pojazd ruszył. Przeklęłaś  w duchu ten dzień i ruszyłaś biegiem w kierunku nieszczęsnego budynku, w którym miałaś zaszczyt pracować za marne grosze.  Do pokonania zostały ci już tylko dwie ulice. Spojrzałaś na zegarek. Z przerażeniem stwierdziłaś, że zostało ci już tylko 5 minut. Czułaś jak tracisz oddech , a twoje zmęczone nogi odmawiają posłuszeństwa. Do twoich oczu podeszły łzy, ale starałaś się je zignorować. Doskonale wiedziałaś, że jeśli nie przyśpieszysz to spóźnisz się i wszystkie lata starań pójdą na marne. Zrobiłaś głęboki wdech i z wszystkich sił, które ci zostały zaczęłaś przebierać nogami. Wyszłaś zza ostatniego zakrętu, a na twoim horyzoncie ukazał się budynek piekarni. Odruchowo spojrzałaś na zegarek. Miałaś jeszcze 2 minuty. W końcu spotkało cię dziś coś dobrego. Zwolniłaś i spokojnym krokiem przeszłaś ostatnie 10 metrów. Starałaś się uspokoić oddech, ale przychodziło ci to z trudnością. Nie codziennie zmuszasz się do takiego wysiłku. Stanęłaś przed budynkiem i spojrzałaś w szybę. Poprawiłaś szybko ubranie i fryzurę. Oddychałaś już w miarę spokojnie. Ostatni raz zaczerpnęłaś głęboko powietrze i złapałaś za klamkę. Skupiłaś siłę na drzwiach i już po chwili lekko i delikatnie je rozchyliłaś. Usłyszałaś  odgłos dzwoneczków oznajmiających, że właśnie ktoś wszedł lub wyszedł z lokalu. Zazwyczaj nie zwracałaś uwagi na ten dźwięk, ale tym razem na prawdę cię drażnił. Przeszłaś prze otworzone drzwi, a twoim oczom ukazał się Simon. Manager piekarni i twój pracodawca.

- Dzień dobry. – rzuciłaś. Mężczyzna zaprzestał rozmowy z jakimś chłopakiem w kapturze i odwrócił się w twoją stronę.
- Witam! – uśmiechną się wesoło – Czemu dzisiaj na styk? Zawsze jesteś przed czasem.
- Przepraszam. Autobus mi uciekł – Obydwaj uśmiechnęli się szeroko więc ty też wysiliłaś się na uśmiech.
- To [T.I] – powiedział do towarzysza – Obsłuży cię . – Mężczyzna wypowiedział te słowa i znikną za drzwiami prowadzącymi na zaplecze . Chłopak spojrzał na twoją bluzkę i się uśmiechną. Twój wzrok automatycznie powędrował na ciuch. Aaaa... No tak. Gdy się przebierałaś wpadła ci w rękę koszulka z logiem One Direction. Spłonęłaś rumieńcem .
- Jestem fanką – szybko wyjaśniłaś i zdjęłaś z haka fartuch po czym zarzuciłaś go na siebie. Nie miałaś zamiaru mówić nic więcej na temat tej koszulki. W końcu to chyba nie grzech, że jesteś ich fanką. Stanęłaś na stanowisku pracy z zamiarem wydukania przyjętej formułki i udawaniem grzecznej ekspedientki,  a chłopak staną na przeciwko ciebie.
-  W czym mogę służyć?
- Poproszę 2 bochenki chleba i  ciasto czekoladowe. Zamówienie na nazwisko Styles. – Chłopak mówiąc to położył nacisk na nazwisko. Pomyślałaś, że znasz ten głos i automatycznie twoje myśli powędrowały do bruneta z twojego ulubionego zespołu. Do niego jednego miałaś słabość. Uwielbiałaś te jego loczki i zielone oczy.
- Już podaję – uśmiechnęłaś się i zniknęłaś za drzwiami kuchni. Po chwili wróciłaś z zamówieniem. Już chciałaś zapytać czy podać coś jeszcze,  ale chłopak cię uprzedził.
- Wiesz, że jeden z nich tu pracował? – zapytał z nutką ciekawości w głosie i się uśmiechną. Zrobiłaś wielkie oczy i jedyne co przychodziło ci do głowy to ‘ Skąd on to do cholery wie? Nie wierze, żeby był aż takim fanem, żeby wiedzieć kto z nich gdzie pracował. I po cholerę mu ten kaptur i okulary?!’. Stałaś prze chwilę z mina WTF?! Wlepiając wzrok w uśmiechniętego klienta i zastanawiając się czy to możliwe, żeby stał przed tobą w własnej osobie jedyny i nie powtarzalny Harry Styles. Bo w końcu skąd by wiedział, że któryś z nich tu pracował i to zamówienie na nazwisko Styles, a no i ten kaptur oraz okulary. Czułaś jak twoje serce zaczyna bić szybciej na samą myśl o spotkaniu z jednym z chłopców. Ogarnęłąś się mniej więcej i już byłaś zdolna do dalsze konwersacji.
- Tak, wiem Proszę Pana.
-Wyglądam, aż tak staro? – zaśmiał się chłopak, a ty mu zawtórowałaś  - Jestem Harry. – wypowiadając te słowa chłopak ściągną kaptur i okulary. Następnie położył część swojej garderoby na blacie , poprawił burzę loków i wlepił w ciebie wzrok. A ty jak głupia stałaś i gapiłaś się na niego jak na jakieś objawienie. Nie mogłaś uwierzyć, że właśnie teraz stoi przed tobą twój ‘ mąż ’. Z tą całą swoją idealną otoczką. Gęste kręcone włosy, głębokie zielone oczy, zniewalający uśmiech. A te perfumy...Chciałaś coś powiedzieć, ale nie mogłaś wydusić z siebie ani słowa.
-Miło mi Cie poznać – starałaś się zachować spokój chociaż w środku skakałaś i piszczałaś z radości jak wariatka – Jestem[ T.I]
- Nawzajem
- Podać coś jeszcze? – postanowiłaś kontynuować szablonową rozmowę. Doskonale wiedziałaś, że chłopak chcę odpocząć od piszczących fanek i głównie dla tego nosi kaptur i okulary. Wydawało ci się to chore, żeby nie można było odpocząć nawet w rodzinnym mieście. Chciałaś oszczędzić mu pisków i pozwolić jak najszybciej i spokojnie wrócić do domu.
- Nie dziękuję – uśmiechną się  -Ile płace ?
- 20 funtów – chłopak wyciągną z tylnej kieszeni jeansów portfel i wyją z niego 50 funtów. 20 z nich położył na blat, a resztę wrzucił do słoika na napiwki stojącego przy kasie. Spojrzałaś z niedowierzaniem na to co robi, a on tylko uśmiechną się i powiedział :
- To za oszczędzenie mi pisków – mówiąc to po raz kolejny spojrzał na twoją koszulkę ( teraz ' schowaną ' pod bezbarwnym fartuszkiem).
- Dź – dziękuje  – byłaś w tak ciężkim szoku, że aż zaczęłaś się jąkać. Brunet parskną śmiechem. Zganiłaś się w myślach, ale po chwili także się uśmiechnęłaś.
- Dziękuje za skorzystanie z naszych usług i życzę miłego dnia – schowałaś pieniądze do kasy , a następnie odwróciłaś się i zrobiłaś krok w stronę zaplecza.
- Dziwne. – usłyszałaś zamyślony głos chłopaka. Stanęłaś w miejscu i spojrzałaś na klienta.
- Co takiego ? Coś nie tak z zamówieniem?  - podeszłaś bliżej Harrego z zamiarem sprawdzenia zamówienia.
-Tak. – odparł z poważną miną – Nie ma tu twojego numeru. – Zamurowało cie. Stałaś w bezruchu patrząc na chłopaka jak na idiotę. Ten widząc wyraz twojej twarzy zaczął wyjaśniać.
- No wiesz, na każdym ze spotkań z fanami dużo dziewczyn wsadza mi do kieszeni, do miśków, które przynoszą, a nawet  kilka z nich miało wypisane na piersiach swoje numer telefonu.  A ja ich nawet nie chcę. – przerwał i  przeniósł wzrok z zamówionych produktów na ciebie. – A teraz gdy go chcę to go nie ma. – westchną głośno - Całe życie pod górkę. – Rozbawiło cię to w jaki sposób wypowiedział ostatnie zdanie i nie zapanowałaś nad pojawiającym się na twojej twarzy uśmiechem. Chłopak widząc, że zrozumiałaś też się uśmiechną.
- Przepraszamy i zobowiązujemy się do poniesienia odpowiedzialności za zaistniałą sytuację. W taki wypadku ma Pan dwie możliwości  -  zwrócenie otrzymanego produktu i otrzymanie zwrotu kosztów poniesionych w związku z dokonanym zakupem lub zwrócenie wypieków i odebranie nowych w późniejszym terminie,. Oczywiście firma pokryje wszystkie koszta z tym związane.  – Chłopak uśmiechną się szeroko.
- W takim razie wybieram opcje numer dwa.
- Cieszymy się z Pańskiego wyboru. – odebrałaś od klienta starannie zapakowane wypieki- Prosimy się rozgościć. Naprawienie szkody zajmie chwilę. Z góry przepraszamy.  -  Wyszłaś na zaplecze. Szybko znalazłaś marker, nabazgrałaś na opakowaniu swój numer telefonu i już po chwili wróciłaś z powrotem. – Dziękujemy za cierpliwość. – podałaś opakowanie zielonookiemu – I jeszcze raz przepraszamy za zaistniałą sytuację. Chłopak spojrzał na opakowanie i poważnym tonem dodał:
- Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. Dziękuję i dowidzenia  -Odwrócił się na pięcie i wyszedł z lokalu. Sama nie wiedziałaś jakim cudem, ale poprawił ci humor. Nawet już te cholerne dzwonki nie działały ci na nerwy. Reszta dnia minęła ci szybko prawdopodobnie, dlatego że poświęciłaś ją analizowaniu zaistniałej sytuacji.


~3 miesiące później~

Minęły już 3 miesiące, a on nadal nie zadzwonił. Codziennie czekasz na telefon. Niestety bez skutku. Na początku tłumaczyłaś to tym, że jest zajęty. Praca, rodzina, przyjaciele,  ale czas spojrzeć prawdzie w oczy. On nie zadzwonił, nie dzwoni i nie zadzwoni. Jest wiele innych dziewczyn, a o tobie już pewnie nawet nie pamięta. Każde z was musi żyć swoim życiem, tak jakby to  spotkanie nigdy nie miało miejsca. Czasami zastanawiasz się czy to nie był tylko zwykły sen. Bardzo przyjemny i rzeczywisty, ale wciąż tylko sen.

Imagin : Niall


   Nareszcie nadszedł ten upragniony dzień. Od  ponad dwóch miesięcy nie mogłaś myśleć o niczym innym. Na początku zapisałaś się do aeroklubu gdzie poddałaś się wszystkim potrzebnym badaniom, a następnie szkoleniom teoretycznym. Najbardziej bałaś się końcowego egzaminu, ale w praktyce okazał się banalny. Gdy przeszłaś już przez tą całą papierkową robotę dostałaś pozwolenie na skakanie z linką desantową. Cieszyłaś się, owszem, ale to nie było to czego chciałaś. Po około 6 skokach z zabezpieczeniem nadszedł ten moment.  Byłaś świetnie przygotowana i wiedziałaś, że uda ci się skoczyć. Skoczyć ze spadochronem ! Stałaś już na płycie lotniska, z którego miał startować wasz helikopter i starałaś się poprawić kombinezon, w który byłaś ubrana. Towarzyszyło ci 3 mężczyzn przystrojonych w to samo śmieszne wdzianko co ty i z wielkimi goglami na nosach. Usłyszałaś dźwięk skrzypiących drzwi, a następnie odwróciłaś się w kierunku hałasu. Twoim oczom ukazał się instruktor i jeszcze jeden, wydawało ci się, że dość młody mężczyzna.Mogłaś to wywnioskować jedynie po postawie gdyż był ubrany tak samo jak reszta.  Przywitaliście się tak jak wymaga tego survivr i po kolei zaczęliście  wsiadać do samolotu. Trochę wam zeszło na zajmowaniu miejsc i przygotowaniach do startu, ale w końcu usłyszałaś głośny szum nad głową, a helikopter zaczął unosić się w powietrzu. Wystartowaliście. Pilot osiągał odpowiednią wysokość ( 4000 m ) przez ponad 15 minut, które w tym czasie umiejętnie starał się wykorzystać wasz instruktor na przypomnienie najistotniejszych informacji. Nie słuchałaś go, ponieważ ktoś skutecznie przyciągał twoją uwagę.Tak właśnie, tak... NOWY! Obserwowałaś go przez jakiś czas i zastanawiałaś się co on do cholery jasnej wyprawia?! Chłopak cały czas się kręcił i poprawiał czerwony kombinezon, skutecznie przeszkadzając w ‘ wykładzie ’. Nie dość, że praktycznie nic nie słyszałaś przez ten okropny szum to jeszcze on kręci tyłkiem jakby miał hemoroidy! Ostatecznie postanowiłaś przymknąć na to oko i starałaś się go zrozumieć. Od razu wiedziałaś, że to jego pierwszy skok i to pewnie dlatego tak się zachowuję. Zastanawiałaś się prze chwilę  i w końcu  podjęłaś decyzję, by dodać mu otuchy gdy tylko zwolni się miejsce obok. Poczułaś jak samolot ustatkowuje się co oznacza, że zaczyna  lecieć na odpowiedniej  wysokości.
- Dobra ! Ludzie słuchajcie! – wrzeszczał starszy mężczyzna – Skaczemy w wyznaczonej przeze mnie kolejności! Greg! – wskazał palcem na mężczyznę siedzącego obok wiercipięty i zamaszystym ruchem wskazał drzwi helikoptera,które po chwili otworzył – Ty pierwszy!- Facet w zielono-czarnym stroju odpiął pasy i przygotował się do skoku. Spojrzał na instruktora w oczekiwaniu na znak sygnalizujący ‘ START ’. Staruszek machną ręką, a jeden z twoich towarzyszy wyskoczył.
- Daniel! – teraz wskazał na chłopaka siedzącego obok ciebie – Skaczesz! –chłopak odpiął pasy i poderwał się do góry przy czym strącił butelki wody,stojące na półce nad waszymi głowami. ‘ Kolejny rozgarnięty ’ – pomyślałaś.Skorzystałaś z tego zamieszania i już po chwili siedziałaś obok nowicjusza.
- Hej! – musiałaś krzyczeć tak by mógł cię usłyszeć. Chłopak nie odpowiedział  tylko skiną głową na znak, że cie rozumie. Nie wiedziałaś jak zacząć rozmowę więc spojrzałaś na to jak radzi sobie twój znajomy. Zauważyłaś, że butelki stały już na swoim miejscu, a on sam przygotowywał się do skoku.
- Stresujesz się ?! – zwróciłaś się do chłopaka. A on tylko skiną głową.
- Wiem co czujesz ! Ja skacze dzisiaj pierwszy raz bez linki! – po raz pierwszy od momentu gdy się do niego przysiadłaś raczył na ciebie spojrzeć.
- Josh! Rusz się teraz twoja kolej! – usłyszałaś dobrze ci znany głos.
- Boisz się?! – tym razem był to głos nowego. Wydawało ci się czy usłyszałaś w jego głosie... troskę ?
- Tak! Ale już nie mogę się doczekać! – uśmiechnęłaś się, ale on tylko przytakną – Słuchaj ! Nie wiem jak będzie z tobą , ale wiem jak było ze mną !Strasznie się bałam, a serce waliło mi jak oszalałe! I jak to ze mną bywa w stresie – wszystko leciało mi z rąk , a to znów się potknęłam! Ale dałam radę i to dzięki temu gościowi! – wskazałaś na staruszka, który już wołał następną osobę, którą oczywiście miałaś być ty.
- [T.I] twoja kolej! – usłyszałaś głos instruktora i ostatni raz uśmiechnęłaś się do chłopaka. Odpięłaś delikatnie pasy i już po chwili stałaś przy mężczyźnie.
- Pamiętasz czego cię uczyłem ?! – ty tylko skinęłaś głową – To dasz radę mała!– obserwowałaś mężczyznę w oczekiwaniu na znak, a gdy tylko zobaczyłaś, że machną ręką zrobiłaś to co twoi poprzednicy . Leciałaś w dół swobodnie i bez żadnych oporów przez kilkadziesiąt sekund. Czułaś jak szybko bije twoje serce.To nie to samo co skok z linką. Byłaś przerażona i kompletnie bezradna, a na dodatek leciałaś w dół z prędkością 200 km/h. Wyczułaś odpowiedni moment i pociągnęłaś za linkę. Ale spadochron się nie otworzył. Pomyślałaś, że pociągnęłaś za lekko. Spróbowałaś jeszcze raz.Tym razem z całej siły. Znowu nic! Poczułaś okropny ucisk w klatce piersiowej, a całe życie przeleciało ci przed oczami. Te dobre i złe chwile. Zaczynając od 7 urodzin do momentu skoku .Miałaś wrażenie, że twoje serce staje, a całą ciebie oblewa fala gorąca .Próbowałaś nabrać powietrza do płuc, ale na marne. Przerażona obserwowałaś jak powoli zaczynasz zbliżać się do ziemi. Zaczęłaś panikować. Nie wiedziałaś co robić. Do upadku zostało ci już jakieś 2000 m czyli polowa dystansu.Postanowiłaś ostatni raz spróbować otworzyć czasze. Kolejna próba spełzła na niczym. Gdy nagle poczułaś sine szarpnięcie. Tak! Zapasowa czasza! (Otwiera się automatycznie gdy główna nie zostanie użyta) Czasza wypełniła się powietrzem, a ty zaczęłaś sterować lotem. Udało ci się ! Po ok. 20 s. od otworzenia zapasowej czaszy wylądowałaś bezpiecznie na łące. Poczułaś jak cały stres ustępuje miejsca radości. Usiadłaś na trawie i schowałaś twarz w dłonie. Nie mogłaś uwierzyć w to co się stało. To było jak najgorszy koszmar. Wizja tego,że mogłaś stracić życie była okropna. Nie zdążyłaś nawet złapać oddechu, a już poczułaś na ramionach ciepłe dłonie znajomych mężczyzn. Oglądali cię z każdej strony sprawdzając czy wszystko z tobą w porządku i czy na pewno nie odniosłaś większych obrażeń. Siedziałaś w ciszy i pozwalałaś im sprawdzać stan swojego zdrowia, gdy nagle poczułaś jak ktoś próbuje odwrócić cię do tyłu. Podniosłaś wzrok i pierwsze co zrobiłaś to rzuciłaś się mu na szyję wykrzykując.
- Żyje! Hahahah! – usłyszałaś męskie śmiechy za swoimi plecami. Chłopak w czerwonym wdzianku postawił cię na ziemi i wytrzeszczył na ciebie oczy.
Czułaś jak do twoich policzków napływa fala gorąca. Dobrze, ze miałaś na sobie ten tandetny kombinezon bo inaczej wszyscy zobaczyliby jak ‘ pięknie ’ się czerwienisz. Sama nie wiedziałaś dla czego tak się zachowałaś. Nie powinnaś była. Co jeśli on sobie tego nie życzył. Od samego początku był oschły.
- To ty jesteś DZIEWCZYNĄ?! – wykrzyczał w ciężkim szoku, a śmiechy za twoimi plecami nasiliły się .
 - Tak mi się wydaje... – spojrzałaś po sobie. Na potwierdzenie swoich słów zdjęłaś okulary i rozpięłaś kombinezon. Spojrzałaś na chłopaka i tylko się uśmiechnęłaś, ale on już się nie odezwał. Po chwili podjechał po was samochód i zabrał z powrotem na lotnisko. Całą drogę powrotną, żadne z was się ni odzywało. Ty obserwowałaś mijane krajobrazy a chłopak ciebie. Doskonale wiedziałaś, że się na ciebie gapi, ale nie chciałaś reagować. Do tego cała drogę wszyscy w koło powtarzali jakie to miałaś szczęście.  Na miejscu jako pierwsza wysiadłaś z samochodu i dosłownie pobiegłaś do szatni. Za tobą ruszył ten idiota, który nie odróżnia faceta od kobiety, a za nim reszta grupy.Ogarnięcie się i wzięcie prysznica zajęło ci około godzinę. Miałaś nadzieje, że uda ci się wyjść z budynku nie wpadając na tą bandę idiotów. Już miałaś przekroczyć progi terminala i wydostać się na wolność gdy nagle  ktoś złapał cię za  nadgarstek i obrócił w swoją stronę.
-Przepraszam... – wyszeptał prawie niesłyszalnie. Dobrze wiedziałaś, że to ten cały nowicjusz. Przez jakiś czas patrzyłaś na czubki swoich butów, ale po krótkim upływie czasu postanowiłaś sprawdzić jak on wgl. wygląda. Podniosłaś powoli głowę i nie mogłaś wydusić z siebie ani słowa. Pierwsze co rzuciło ci się w oczy to jasne, blond włosy i niebieskie oczy. Całą resztę zobaczyłaś później. Chłopak był o głowę wyższy od ciebie. Miał na sobie kremowe rurki i turkusową, sportową bluzę. Jeszcze raz spojrzałaś na jego twarz i dopiero teraz cie uderzyło. To Niall Horan! „ Ale jakim cudem... ” – myślałaś i wlepiałaś wzrok w blondyna, który ‘ dzielnie ’ lustrował czubki swoich sportowych 'najek'. Chłopak z 1D, którego z resztą lubiłaś najbardziej, stoi przed tobą i przeprasza?! Wow!
-Ekhmm... ? Słucham? – wykrztusiłaś po chwili. Chłopak podniósł głowę i spojrzał ci w oczy. Odniosłaś wrażenie, że jego policzki zrobiły się bardziej różowe niż zwykle.
-Przepraszam – powtórzył głośniej.
- W porządku – rzuciłaś oschle i odeszłaś. Wyszłaś z budynku, ale blondyn nie ustępował. Prawie cię doganiał więc przyśpieszyłaś. Zmusiłaś go tym samym dobiegu, ale nawet to mu nie przeszkadzało. Gdy już stał przy tobie zaczął się tłumaczyć i przepraszać i Bóg jeden wie co jeszcze robił. W sumie to on chyba sam się nie orientował . Widziałaś jak się męczy więc postanowiłaś przystanąć na chwile i pozwolić mu dokończyć swój monolog.  Po kilku minutach wybaczyłaś mu to jak się zachowywał i jakimś cudem zgodziłaś się by odwiózł cię do domu. Po drodze dowiedziałaś się dużo o nim, ale gdy tylko on chciał dowiedzieć się czegoś o tobie zręcznie unikałaś odpowiedzi. Bo po co ma coś o tobie wiedzieć skoro i tak już cie nigdy więcej nie zobaczy? Gdy dojechaliście na miejsce podziękowałaś ładnie za pomoc i pożegnałaś się z chłopakiem po czym weszłaś do budynku.

~4 tygodnie później~

Od twojego pierwszego i ostatniego skoku ze spadochronem minęły już równo 4 tygodnie. Tyle samo co od spotkania z Niallem. Chłopak odwiedza cię codziennie,a swoje wizyty tłumaczy tekstami typu „ Harremu zabrakło cukru, a robi z Louisem ciasto. Pomyślałem, że może masz trochę na zbyciu.” .Po pierwszej wizycie myślałaś, że źle zrobiłaś zgadzając się by cię wtedy odwiózł, ale z czasem polubiłaś jego towarzystwo, a najbardziej głupie wytłumaczenia. Jutro wraz z resztą zespołu wyjeżdża w trasę koncertową, ale poprosił cie, abyś przyjechała do nich na tydzień. Zgodziłaś się głównie, dlatego że będą grali wtedy na Jamajce i będziesz miała okazję poznać resztę zespołu. A najbardziej ‘nie pasuje ’ ci fakt, że będziesz zmuszona spędzić z tym idiotą 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu. 
 

Obserwatorzy